Kiedy po
raz pierwszy mój ojciec zobaczył mnie opryskującą twarz zimną (przechowywaną w
lodówce) wodą termalną, miał ubaw z prawdziwego zdarzenia. Stwierdził, że
stałam się kolejną głupią kobietą, która płaci za wodę w puszce (i to jeszcze
całkiem słono).
Przyznam, że
kiedy kupowałam moje pierwsze opakowanie wody z La Roche-Posay , miałam
podobne zdanie. Nie pamietam co mnie tak naprawdę skłoniło do tego zakupu…
Po przekroczeniu
pewnego wieku zaczęłam zwracać o wiele większą uwagę na wygląd oraz pielęgnację
mojej twarzy. Minęły czasy, kiedy to można było umyć oczy mydłem, położyć się
spać po imprezie w pełnym makijażu lub nie używać filtra na słońcu. A więc po
zidentyfikowaniu pierwszej mini zmarszczki pod oczami stwierdziłam, że trzeba
działać. Zaczęłam więc wypróbowywać różnorodne specyfiki. Tak trafiłam na wodę
termalną.
I jak bardzo
byłam zdziwiona po zastosowaniu pierwszej dawki! Woda rzeczywiście działa.
Idealne temu potwierdzenie, to fakt, że mój chłopak po paru dniach stosowania
przeze mnie specyfiku, sam z siebie (!) zwrócił uwagę, że moja twarz jest jakby
bardziej jaskrawa, zdrowa i ładna. I to bez makijażu. Niesamowite osiągnięcie.
Stosuje ją cały
czas. Rano, po umyciu twarzy. Wieczorem, po zmyciu makijażu. W ciągu dnia do
odświeżenia. Na plaży w celu łagodzenia. Wszędzie. Jestem bardzo zadowolona i
polecam wypróbowanie.
W Polsce
dostępnych jest podajże z pięć-sześć rodzajów wody termalnej. Wszystkie są do
nabycia, na przykład, w Super Pharmie. Osobiście stosuje zamiennie La Roche-Posay lub Avene
(więc te dwie wody polecam), w zależności od tego, która akurat jest w
promocji.
Właściwie, inspiracją do napisania dzisiejszego postu była właśnie obniżka, która trwa do 27
czerwca w Super Pharmie. Przy zakupie za minimum 30 zł, wodę Avene można nabyć
za 10 zł. (Już mam dwie (szalona:)). Jest więc fajna okazja, żeby spróbować czegoś
nowego :).
P &S
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz